Zadania programowe

HANS URS VON BALTHASAR
Basilea – Zurych

Jakie stanowisko w niesłychanym zgiełku ścierających się obecnie światopoglądów pragnie zająć nasze nowe czasopismo i jakie podawać wskazania?

Wywodząca się od Chrystusa wspólnota musiała w ciągu swojej długiej historii wciąż na nowo zastanawiać się nad swym miejscem pomiędzy Bogiem a światem; do jej istoty jednak należy, że każde słowo wyrażające jej samozrozumienie musi pozostać niesłychanie dynamiczne. W pierwszych wiekach dynamika ta dochodziła aż do granic sprzeczności: z jednej strony chrześcijanie uważali, że są niewielką grupą, która w otaczającym ich ciemnym i wrogim im świecie stanowi wspólnotę (koinonia, communio) miłości, zbudowaną na objawionej i przekazanej w Chrystusie miłości Bożej oraz tą miłością ożywioną, z drugiej zaś mieli tę świadomość, że ich wspólnota jest katolicką (już u Ignacego, List do Smyrneńczyków 8,2), czyli powszechną, a więc normatywną dla świata – cóż za napięcie! Jedynie „naiwność” wiary pozwalała też tej wspólnocie się rozszerzać: tchnienie Ducha Świętego popycha naprzód nasz niewielki statek (por. Dzieje Apostolskie), nauka rozszerza się przedziwnie mimo prześladowań, w końcu nawraca się sam cesarz i następuje tym samym jakieś widzialne zespolenie się chrześcijaństwa ze światem, chociaż gruntowne przeniknięcie świata zaczynem chrześcijańskim pozostaje w dalszym ciągu niewykonalnym i problematycznym zadaniem. W średniowieczu słabnie napięcie, albowiem cesarstwo i Kościół zespalają się ze sobą, tworząc wspólnie jedno chrześcijaństwo; duch i struktura zasklepiają się wzajemnie w sobie, nieodzowne zaś między nimi napięcie stwarza wystarczającą podstawę do podejmowania coraz to nowych prób reformy, tak że głębsza problematyka między chrześcijańskim cesarstwem a wzburzonym po brzegi światem pogańskim zdaje się nawet znikać z pola widzenia. Stąd rodzą się znane wypaczenia na progu nowożytności: najpierw fatalne zespolenie działalności misyjnej z kolonializmem, a następnie typowe dla kontrreformacji wyakcentowanie (hierarchiczno-instytucjonalnej) struktury katolickiej wspólnoty chrześcijaństwa w okresie, gdy średniowieczna jedność Kościoła i państwa została nieodwołalnie już zniszczona. Wspólnoty ewangelickie nie znalazły się jednak także – na skutek pochopnego przyjęcia wczesnochrześcijańskiego dualizmu Kościół – świat wraz z jego statycznym podziałem na wybranych (predystynowanych) i odrzuconych (por. dualizm zachodzący między śmiercionośnym prawem i ożywiającą Ewangelią) – w najlepszym położeniu, jak tego dowodzi ich działalność misyjna. Za ciasne ściegi niszczą ubranie. Świadomość katolickości czyli powszechności była dla najlepszych nieustannym bodźcem do prowadzenia egzystencjalnego dialogu z tym wszystkim, co było zewnętrznie oddzielone, w celu stopniowego przezwyciężenia sprzeczności zachodzącej między katolickością a konkretną denominacją („rzymskie” lub w ogóle „wyznanie”). Kiedy wreszcie wraz z oświeceniem i idealizmem przezwyciężona została ewangelicko-jansenistyczna koncepcja przeznaczenia, ewangelicy starali się na odwrót usprawiedliwiać – na podstawie abstrakcyjno-ogólnego pojęcia królestwa Bożego – istnienie czegoś w rodzaju ukształtowanej wspólnoty.

Nie da się obecnie w żadnym wypadku wyzwolić chrześcijaństwa z pola napięć; jeżeli nie ukazuje się ono jako powszechne (katolickie), to upada wraz ze wszystkimi swymi roszczeniami – wynikającymi bądź to ze słów Pisma św., bądź też z orzeczeń magisterium kościelnego – w gnojowisko religijnych odpadów. Jeżeli natomiast ma się ukazywać jako powszechne, wówczas powinno być czymś szczególnym, określonym, niepowtarzalnym dla każdego. I to nie tylko czymś szczególnym wśród innych szczególnych, ale szczególnym tak dalece, że na podstawie własnej niepowtarzalności może osiągnąć znaczenie powszechne. Doszliśmy tym samym do tego punktu naszej refleksji, w którym pierwotne napięcie dalej się już nie rozszerza, musi jednak pozostać niepomniejszone. Uświadamiamy sobie to stadium określając je słowem communio.

Tylko jeden stary wyraz może być tu pożyteczny. Zajmuje on centralne miejsce w Nowym Testamencie: w całej otwierającej się dali, a zarazem w całej jednoczącej mocy swojej wymowy utworzona przez Ducha Świętego wspólnota w Chrystusie, który żył, umarł i powstał z martwych dla wszystkich ludzi. W wyznaniach wiary słowa „sanctorum communio – wspólnota (obcowanie) świętych” towarzyszą stale, chociaż nie zawsze należycie zaakcentowane i nie w pełni uświadomione, wypowiedzi: „wierzę w jeden, święty, katolicki Kościół”. Obecnie nadszedł już czas wydobycia treści tego słowa, które wydaje się nam być kluczowym zarówno dla uchwycenia istoty świata, jak też czasu Kościoła, a także wzajemnego przyporządkowania obu tych rzeczywistości. W niniejszym słowie wstępnym zostaną jedynie wytyczone granice.