JOSEPH RATZINGER / BENEDYKT XVI
Vatican
DOI: 10.48224/COM-209-2020-7
WPROWADZENIE / INTRODUCTION
Ostatnia prośba nawiązuje raz jeszcze do poprzedniej i nadaje jej kształt pozytywny; dlatego pozostają one w ścisłym ze sobą związku. W przedostatniej prośbie dominowało „nie” (nie pozostawiać Złu obszaru przekraczającego naszą wytrzymałość), w ostatniej natomiast przychodzimy do Ojca z najgłębszą nadzieją naszej wiary: „Ratuj nas, wybaw, wyzwól!”. W ostatecznym rozrachunku jest to prośba o zbawienie. Od czego chcemy zostać wybawieni? W najnowszym przekładzie Ojcze nasz czytamy: vom Bösen-, pozostaje więc otwarty problem, czy chodzi o „zło bezosobowe” [das Böse], czy o Złego [der Böse]. Jedno jest zresztą nieodłączne od drugiego. Widzimy przed sobą Smoka, o którym mówi Apokalipsa (zob. rozdz. 12 i 13). „Bestię wychodzącą z morza”, z mrocznych czeluści zła, Jan wyraził w terminologii związanej z elementami potęgi rzymskiego Imperium. Tym samym w sposób bardzo konkretny ukazał zagrożenia, wobec których postawieni byli chrześcijanie tamtych czasów: mianowicie jako absolutne prawo do człowieka, które było konsekwencją kultu cesarza, i władzę polityczno-militarno-ekonomiczną wyniesioną na szczyty totalitarnej potęgi, nadając jej postać zła grożącego połknięciem nas. Szło to w parze z rozkładem ładu moralnego, będącego następstwem cynicznego sceptycyzmu i oświecenia. W zagrożeniach tych chrześcijanin epoki prześladowań woła do Pana, jako jedynej Potęgi zdolnej go ocalić: Zbaw nas, wyzwól nas od złego.
Nie ma już wprawdzie rzymskiego Imperium, nie ma jego ideologii, ale jakże aktualne jest to wszystko! Po pierwsze, także dzisiaj istnieją potęgi rynku, handlu bronią, narkotykami i ludźmi, które ciążą nad światem i biorą ludzi w okowy, którym nie sposób się przeciwstawić. Po drugie, także dzisiaj istnieje ideologia sukcesu i dobrobytu, która mówi nam: Bóg to tylko fikcja, która zajmuje nam czas i pozbawia chęci do życia. Nie przejmuj się Nim! Staraj się wycisnąć z życia, ile tylko potrafisz. I te pokusy wydają się nieodparte. Całe Ojcze nasz, a w szczególności ta prośba, mówi nam: Straciłeś siebie wtedy dopiero, gdy utraciłeś Boga; wtedy dopiero jesteś jeszcze tylko przypadkowym produktem ewolucji. Wtedy „Smok” rzeczywiście odniósł zwycięstwo. Dopóki nie zdoła wyrwać ci Boga, we wszystkich grożących ci nieszczęściach jesteś ciągle jeszcze górą. Dlatego słusznie nowy przekład mówi: wybaw nas od złego. Nieszczęścia mogą być konieczne dla naszego oczyszczenia, zło natomiast niszczy nas. Dlatego z głębi naszego serca prosimy, żeby nie odebrano nam wiary, która pozwala nam widzieć Boga, która łączy nas z Chrystusem. Dlatego prosimy, żebyśmy z powodu różnych dóbr nie utracili samego Dobra. Żebyśmy także gdy tracimy dobra, nie stracili z oczu Dobra, Boga. Żebyśmy sami nie zginęli. Wybaw nas od złego! We wspaniałych sformułowaniach wyraził to znowu Cyprian, biskup męczennik, który przeżywał sytuację Apokalipsy: „Kiedy powiemy «uwolnij nas od złego», nie pozostaje już więcej, o co moglibyśmy prosić. Bezpieczni i cali stajemy się dopiero wówczas, gdy prosimy Boga o obronę przeciwko złu przygotowanemu przez szatana i świat. Któż bowiem może bać się świata, jeśli jego obrońcą w tym świecie jest sam Bóg?” (De dom. or., 27, s. 287). Ta pewność podtrzymywała męczenników i w świecie pełnym ucisku pozwalała im żyć w radości i poczuciu bezpieczeństwa; „zbawiła” ich w głębi ich serca i wyzwoliła do życia w prawdziwej wolności. Jest to ta sama pewność, którą tak cudownie przyodział w słowa święty Paweł: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (…) Któż może nas odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (…) We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co [jest] wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,31-39).
Tak więc wraz z tą ostatnią prośbą wracamy do trzech pierwszych. Prosząc o wybawienie nas od mocy złego, prosimy koniec końców o królestwo Boże, o nasze zjednoczenie z wolą Bożą, o święcenie Jego imienia. Modlący się wszystkich czasów szerzej jednak rozumieli tę prośbę. W uciskach tego świata prosili Boga o to także, żeby odwrócił od nas nieszczęścia gnębiące świat i wyniszczające nasze życie. Ten tak bardzo ludzki sposób objaśniania tej prośby wszedł do liturgii: we wszystkich liturgiach, z wyjątkiem bizantyjskiej, ostatnia prośba jest rozszerzana i przyjmuje postać osobnej modlitwy, która w dawnej rzymskiej liturgii brzmiała następująco: Wybaw nas, Panie od wszelkiego złego, przeszłego, obecnego i przyszłego. Za wstawiennictwem… wszystkich świętych udzielaj nam pokoju w naszych dniach. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze byli wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu…”. Wyczuwamy nieszczęścia niespokojnych czasów, słyszymy wołanie o powszechne zbawienie. Ten „embolizm”, który w liturgiach wzmacnia ostatnią prośbę Ojcze nasz, ukazuje ludzki wymiar Kościoła.
Zatem powinniśmy prosić Pana także o to, żeby świat, nas samych i wielu cierpiących ludzi i narodów wyzwolił od udręk, które sprawiają, że życie staje się niemal nie do wytrzymania. Możemy i powinniśmy to rozszerzenie ostatniej prośby Ojcze nasz rozumieć jako nasz rachunek sumienia, jako wezwanie do współdziałania w przełamywaniu potęgi „zła”. Musimy jednak przy tym ciągle mieć przed oczyma właściwą hierarchię dóbr i związek nieszczęść ze złem moralnym. Nasza modlitwa nie powinna pozostawać na poziomie rzeczy powierzchownych. Także w tej interpretacji modlitwy Ojcze nasz centralne znaczenie ma „wybawienie nas od grzechów . Zło moralne mamy zawsze uważać za nasze właściwe nieszczęście, i nigdy nie powinniśmy tracić z oczu żywego Boga.